Wzielo mnie na wspomnienia. Wspomnienia porodu. Najpiekniejszy dzien w moim zyciu. Najbardziej emocjonujacy i zaskakujacy. To juz prawie 5 miesiecy a ja pamietam wszystko. Wiec zapisze to wszystko, coby mi nie umknelo ;)
Zaczne od dnia poprzedzajacego TEN WIELKI DZIEN. To byl drugi dzien, kiedy mielismy snieg na dworzu. Wyciagnelam meza na dluuugi spacer, polaczony z zakupami i sesja zdjeciowa. Mialam w sobie tyle energii, ze moglabym ja obdarowac spokojnie jeszcze z 10 osob. I prawie kazdy przechodzien mijal nas z usmiechem na ustach i podziwem ze taki slon a jeszcze sie turla. Wyszlismy o 10 chyba a wrocilismy o... 18! Jeszcze dodam, ze przedostatnia noc przespalam w calosci (oprocz standardowych pobudek na siku) pierwszy raz od kilku miesiecy!!!!!!!!!!!!! szok to byl dla mnie i meza ogromny ;) rocilismy z zakupow, wzielismy sie za robienie jedzonka i do godz 2 w nocy jedlismy i rozmawialismy ze znajomymi na skypie. Zero zmeczenia, nic. Najlepsz- zero boli oprocz standardowego pobolewania w krzyzu, ale zawsze tak mam jak za duzo sie nachodze. No i wreszcie TEEN DZIEN. 5 luty 2012, godz 4 nad ranem- Monike wybudzila zgaga. I jak Monika sie obudzila, to poczula ze cos chlusnelo, i nie bylo to siku, oj nie. No to szok, pedem do kibelka, a tam- WODY!!!! jak mi sie lapska zaczely trzasc, to tylko ja wiem, drzenie ust na maxa, ze ledwo z polozna sie dogadalam (przez telefon). Siedzialam na kiblu i sluchalam poloznej, ktora beztrosko stwierdzila ze skoro nie mam skurczy to powinnam sie polozyc i przespac. Kuzwa, jak to przespac? tak sobie wlasnie pomyslalam, i ze jest chyba zdrowo piznieta, ale potem klnelam sama siebie ze tego nie zrobilam, jak lezalam i ledwo zipialam ze zmeczenia na porodowce. No i poczekalam az ta pierwsza fala sie ze mnie wyleje, w miedzyczasie Synus dokazywal jak zawsze i nic sobie nie robil ze w basenie juz wody nie ma ;) obudzilam malzona, i mowie mu ze mi wody odeszly a ten odparl zebym sie nie martwila, ze to jeszcze troche potrwa i poszedl spac jakby nigdy nic. Niedzwiedz. To ja mu znowu, ze chyba dzisiaj zobaczymy naszego Synusi, a ten dalej, ze mam sie nie martwic. No to stwierdzilam, ze nie bede go poki co budzic i uswiadamiac, niech sie wyspi chlop, bo na potem mial mi sie przydac. Skurcze zaczely sie dopiero od godz 6, ale delikatne, co 5-6 min od razu. W sumie pierwsze 2 godziny od odejscia wod plodowych to siedzialam na moim ciazowym forum, i zdawalam relacje na bierzaco co sie ze mna dzieje, przygotowalam lozeczko Synusia, przejrzalam torbe do szpitala, wykapalam sie i doprowadzilam do porzadku, zjadlam sniadanko, zmylam stary lakier do paznokci i pomalowalam nowym, wydepilowalam brwi, no duuuzo rzeczy robila, wszystko tylko nie spala. O godz 8 juz byla u nas polozna, bo skurcze mialam co 4 min po 60 sekund. SKURCZE KRZYZOWE. Brzuch mnie nic nie bolal, czulam tylko krzyz. Polozna przywitalam zgieta w pol w salonie, oparta o kanape, bo zdazylam tylko domofon odlozyc i jeczalam z bolu, ledwo sie doczolgalam do salonu. No i wtedy obudzilam meza, zeby zwolnil lozko do badania. Nie zapomne jego wielkich oczu, on naprawde nie kapnal sie o co chodzi jak go pierwszy raz obudzilam. Rozwarcie na 2 cm, Synus jak najbardziej zrelaksowany, mial w duszy co sie dzieje ;) wiec polozna odjechala i kazala dzwonic jak beda skurcze co 2 min i zrelaksowac sie prysznicem Ja pierdziu, maz od tamtej pory byl ze mna, ogarnial sie i liczyl ze mna skurcze. W miedzyzasie zadzwonil do mamy mojej i nie wiem do kogo, bo mialam to juz centralnie w dupie. Bolalo jakby mi ktos wbijal metalowego, tepego bejsbola w krzyz. I to coraz mocniej. O godz 12 (chyba jakos tak) zadzwonil maz do poloznej, bo skurcze juz byly co 2 min, i ta kazala nam juz przyjechac do szpitala. Wezwalismy taksowke, ja sobie siadlam okrakiem na tylnim siedzeniu, i jeczalam przy ikazdym skurczu, generalnie inni kierowcy na swiatlach mieli swietny widok. Podjechalismy pod szpital, malzon wzial mnie na wozek a ja przy kazdym skurczu w drodze na oddzial zsuwalam sie z wozka i na kolanach odbebnialam swoje. No szok. I tak tez przywitalam babeczke ktora nam otworzyla drzwi na porodowke. Polozyli mnie, polozna sprawdzila rozwarcie- 4 cm, na co ja zalamka, ze tyle godz meczarni i raptem 4 cm? Dalej skurcze, ktg w normie, ja juz padalam, godz chyba 14- 6 cm! No to juz lepiej mi bylo, ale bol byl coraz gorszy, zreszta i ja juz bylam wypompowana i przypomnialo mi sie ze tu epidural za darmoche to ja z zadaniem o znieczulenie. Polozna stwierdzila ze niepotrzebne mi, bo zanim lekarz przyjdzie i zadecyduje jakie mi to znieczulenie dadza (???) to ja juz urodze. Tylko ze tak sie nie stalo. Od gdz 14 do 16 rozwarie dobilo do 8 cm i nie postepowalo dalej. Wezwali anastezjologa, dal mi epidural, ktory podzialam TYLKO po jednej stronie. Mialam bole krzyzowe z lewej strony wiec dla mnie rozniccy nie bylo. Bylam wkurwiona na maxa, ze jestem ta jedna na milion, ze epidural dal ciala i nie zadzialal jak trzeba. Jeszcze polozna z usmiechem na ustach szepnela ze duza dzidzia sie rodzi i z bujna czarna czupryna (wstyd sie przyznac ale od razu zaciesza dostalam, bo balam sie ze moze rudzielec bedzie: maz czarne wlosy, ja blond :P), na co ja z jeszcze wiekszym przerazeniem lezlam. Zaczely sie skurcze parte, sto razy lepsze niz te "rozwarciowe", przy ktorych zabraniali mi przec, a ja parlam, bo to bylo silniejsze ode mnie. W koncu o 19 ginekolog zadecydowala o cesarce, odlaczyli mnie od tej paskudnej oksytoyny, wiec i skurcze lzejsze byly, ale nadal nie ustepowaly i o 20 powiezli mnie na blok, a maz razem ze mna. Tam jego ubrali, a ze mna anastezjolog probowal wszystkiego, zeby nie usypiac mnie w calosci. Bo przeciez znieczulona bylam tylko z jednej strony. Po kilku probach zaczeli mnie kroic, troche bolalo, ale anastezjolog dal mi cos szybko na odlot i szybko przestalam czuc. Czulam tylko szarpanie, maz trzymal mnie mocno za reke i po chwili, o godz 20.22 uslyszelismy dwa wrzasniecia naszego Synusia! Bylam w szoku, ze to juz, ze nasze Bobo jest z nami. Ogolnie malo przytomna bylam ze wzgledu na ta mieszanke znieczulen, ale tego nie zapomne do konca zycia. Maz poszedl z Synusiem, a mnie zacczeli czyscic i szyc. Anastezjolog zastapil meza i trzymal mnie za reke, bo sie bardzo balam, co chwila mialam zawroty straszne glowy i problem z oddychaniem. Ale zagadywal. w koncu pokazali mi Babelka, dali dotknac, wycalowac, poplakalam sie. Zrobili nam pierwsze zdjecie w trojke i poszli juz do naszej sali. A mi powiesili zdjecie naszego rozdartego ;) Maluszka, coby mi czas umilic. Pamietam, ze wtedy jak patrzylam na ta fotke, to pomyslalam ze teraz to moge umierac, moje Bobo jest juz z nami, cale i zdrowe, niech sie stanie co ma sie stac :P W koncu i mnie dowiezli na nasza sale, i od razu Synus dostal cyca. W niecala godzine od wyciagniecia z brzuszka. Piekny czas, obdzwonilismy rodzine, przyszla nasza kochana polozna, zobaczyc Malenstwo i pogratulowac, dziekowalismy jej z calego serca bo byla naprawde wspaniala. Przez ten caly czas nie uslyszalam ani jednego zniecierpliwionego glosu, ani przez chwile nie widzialam skwaszonej miny, nawet jak juz krzyczalam przy partych, nikt mnie nie uciszal. Caly czas tylko powtarzala ze jestem dzielna i ze sobie swietnie radze. Nawet jak wychodzila z sali, to informowala dokad idzie i za ile bedzie. Poprosilismy o pokoj, w ktorym i maz moglby z nami spac i taki dostalismy :) z telewizja, internetem i telefonem, moje lozko, lozeczko Bobo, i kanapa dla meza. Pielegniarka na kazde pierdniecie doslownie, i tez zero skwaszonych min. Oczywiscie nie musze pisaac, ze po 48-godzinnym maratonie z zakupami, spacerowaniem i porodem i 2-godzinnym snie w miedzyczasie NIE USNELAM ANI NA MOMENT. Cala noc przyglaadalam sie Bobo i nie moglam uwierzyc ze jestesmy juz w trojke.
Musze napisac, ze najgorsze byly dla mnie badania przy skurczach, bo musieli wiedziec jak sie Synus zachowuje, czy schodzi do kanalu czy nie. Pamietam tez, ze w przerwach miedzy skurczami udawalo mi sie zasnac ze zmeczenia, niby to byla minutka, dwie ale jak pomagalo! Mezowi nie dawalam odejsc nawet do kibla, raz tylko udalo mu sie wymknac na papierosa i raz po laptopa do domu. Tak, laptopa, zeby mi puszczac nasza ulubiona piosenke! No i te okropne telefony od jego brata, co chwile kuzwa wydzwanial co i jak, w koncu zjebalam meza, zeby wylaczyl telefon, bo mnie tylko jeszcze bardziej bolalo przez to :P Juz pod koniec mialam dosc i z bolu kazalam mu sie nawet nie oddzywac. Pomogl mi bardzo, przy kazdym skurczu wieszalam sie na jego szyi, wbijalam pazury, cud ze karku mu nie skrecilam ;)Przy skurczach partych zaczelam krzyczec, pomagalo mi, a mezul w ktoryms momencie zaslabl i zamiast na mnie, cala uwaga skupila sie na nim, zeby go przytrzymac i w pore krzeslo pod dupsko podlozyc. To byl mega smieszny moment. Wczesniej, jak jeszcze dawalam rade, to cykal mi zdjecia, rozsmieszal. Mam nawet jedno jak leze i pokazuje srodkowy palec :P takie mialam zalecenie od malzona ;) Z sali operacyjnej mam duzo zdjec, bo ktos wzial od nas aparat i nam je robil. Mam nawet kilka fotek jak lekarz unosi Synusia, umazanego, z nieodcieta pepowina, pierszy moment wyciagniecia z brzusia. Nacierpialam sie troche, ale przeciez nie ja jedna i nie ostatnia ;) wcale tak zle nie bylo!! Nastepnego dnia powiedziala mi lekarz d;aczego skonczylo sie cesarka. Po pierwsze Synus byl ulowony do kanalu rodnego twarz zamiast czubkiem glowy. Stad kazali mi lezec na boku. Po 2: Bobo nie schodzil w ogole do tego kanalu. Po 3, rozwarcie zatrzymalo sie na 8 cm i dalej nie postepowalo mimo kroplowki. No i ze nastepny porod skonczy sie pewnie tez cesarka. Tyle ze ja juz probowac rodzic silami natury nie bede chciala. Od razu zazadam cesarke. Chociaz wspaniale bylo byc zaskoczona odejsciem wod. Wielka niewiadoma byla bardziej fascynujaca nic umowienie sie na termin porodu. I tak Synus mnie oszczedzil i nie kazal na siebie czekac bo urodzil sie 2 tyg przed terminem, wiec totalnie mnie zaskoczyl, tym bardziej, ze bylam przekonana ze przenosze. Nawet zadnych dolegliwosci nie mialam, czulam sie jak Mlody Bog.
Piekny dzien, chaotycznie opisany, ale w koncu utrwalony :)