Ech, pracowity dzisiaj dzien. I tak wlasnie lubie. Po takim calym dniu czuje zmeczenie, ale tez i satysfakcje ze nie lenilam sie, tylko solidnie wypelnialam obowiazki ;) wowczas lepiej mi sie zasypia.
Maz wstal, wypilismy kawusie, do niej podjedlismy cos slodkiego, po czym zabralismy sie do pracy. A nasze Bobo w tym czasie grzecznie sie bawil. Wyprawilam meza do pracy i zaczelam zalatwianie sprawunkow. Latanie po sklepach, na szczescie wszystko z listy ( a nawet wiecej) wykupione. Ledwo zdazylam na fizjoterapie.
Musze chodzic bo siadaja mmi plecy :( dokuczaly mi od wielu lat, ale tak naprawde doprawilam je na amen przez prace tutaj, w Holandii. Nie od dzis wiadomo ze Polacy pracujacy w tym kraju w wiekszosci odwalaja czarna robote, do ktorej za zadne skarby nikt nie zmusilby zadnego Holendra! Nic, wazne ze ta praca jest, i pozwala na godne zycie, ba, nierzadko nawet pozwala na pomoc rodzinie! Ale ja mialam pecha. Trafilam na firme, w ktorej - owszem- atmosferaa byla swietna, naprawde wstawalam kazdego (prawie :) ) ranka z wielkim usmiechem na twarzy i niejednokrotnie praca byla odskocznia na problemy i niesnaski w domu, bo i takie momenty nieraz nam sie zdarzaja ;) Ale praca byla ciezka, fizyczna, dzwigalysmy codzien naprawde ciezkie rzeczy, ze czasami rano ledwo moglam wstac z lozka. Na szczescie w momencie, gdy dowiedzialam sie o ciazy- a bylo to bardzo wczesnie (4 tydzien! ) kolezanki z pracy naprawde mi pomagaly i nie dawaly mi podnosic nic ciezkiego. I tak trwalo do 26 tyg. W tym czasie musialam zrezygnowac z pracy, bo zaczelo sie tam zimno robic i kolejny raz z rzedu sie przeziebilam. Uznalismy z mezem ze to juz czas i pora na odpoczynek i przygotowywanie sie do porodu i zycia we troje :)
Takim oto sposobem zapomnialam o tych nieszczesnych plecach, do czasu kiedy nasze Bobo staje sie coraz ciezsze i ciezsze. Teraz czasami ledwo podnosze moje Malenstwo. Karmie piersia wiec jakiekolwiek leki przeciwbolowe odpadaja. Pozostala fizjoterapia. I tak oto od ponad miesiaca chodzimy razem z Synusiem do milej Pani ktora za kazdym razem gniecie mmoje plecy tak, ze przez reszte dnia je czuje :) mam nadzieje ze w koncu pomoze! czasami jak Synus zaczyna sie nudzic, wedruje do swojej ulubionej Niani na te pol godzinki. To jest smieszna babeczka z recepcji, ktora z checia zajmuje sie znudzonymi dziecmi, ktore przychodza na terapie z rodzicem. Tak, na szczescie tutaj nie ma problemu, jezeli jest sie z dzieckiem, bo nie ma sie nikogo do pomocy na czas zabiegu. Uwielbia mojego Synka. Dzisiaj nie byla potrzebna, bo Synus mial ze soba swojego ulubionego Funfla-pluszaka do gryzienia, ale jak go tylko uslyszala, to od razu do nas przybiegla, zeby chociaz chwile pobyc z Bobo :) A nasz Bobo jak to Bobo- rozesmiany, gaworzyl sobie i piszczal szczesliwy raz do Milej Pani Niani, raz do swojego Pluszowego przyjaciela!
I tak cala powrotna droge, ludzie w tramwaju mieli niezly ubaw !
Wiecie, co mi sie tutaj podoba? Otwartosc. Ludzie nie spuszczaja wzroku na widok innych osob, tylko usmiechaja sie od ucha do ucha i mowia sobie "Hello", widza wozek- zagladaja do niego i zachwycaja sie Malenstwem, slysza placz dziecka- podchodza i zagaduja. Nie wiem na ile polskie spoleczenstwo sie zmienilo przez te 2 lata, ale w momencie jak my wyjezdzalismy z kraju to bylo kosmicznie. Kazdy przechodzien nieobecny wzrok, burczenie na siebie w kolejkach do kasy, pospiech i stres, stres stres!
Do domu wracalam kolejny raz obladowana jak przekupa z rynku :D nie moge chodzic po zakupy. Wychodze po jedna rzecz, wracam z dziesiecioma, z czego 9 to te niepotrzebne :P moj maz o wiele lepiej sobie radzi w tej dziedzinie. Dlatego tez on w wiekszosci robi zakupy.
I tak po powrocie robienie obiadku, zabawa z Synusiem i... burza! oj jak ja sie boje burzy!!!!!!! od razu jak tylko zaczelo sie ciemno robic- zaslony zaslonilam, powylaczalam wszystko z gniazdka- nawet rybkom pompke odlaczylam :D i urzadzilam nam dyskoteke, zeby tej nieszczesnej anomalii pogodowej nie slyszec ;) Bobo zachwycony, ja tym bardziej bo zapomnnialam o tym okropienstwie za oknami! Teraz wykapany i najedzony smacznie sobie spi a mamusia siedzi i pisze bloga :) i przypomniala sobie ze teskni straszliwie. Za rodzina. Za przyjaciolmi. Za Polska tez, za ukochanymi miejscami z dziecinstwa. Przypomniala sobie, bo na codzien stara sie nie pamietac. Bo jak sobie przypomni to zaraz lzy jak grochy sie cisna z tesknoty. Teraz jest cudownie, wspaniale, lepiej niz kiedykolwiek w moim zyciu bylo, ale czasami brakuje kogos, kto moglby byc na miejscu. Brakuje mamy, taty, brata ktory jest tez na obczyznie i ktorego widuje raz w roku :( pozostalych czlonkow rodziny. Brakuje przyjaciolki z ktora mozna bylo przypalic czasami "glupa" i z ktora mozna bylo porozmawiac o wszystkim i o niczym. Na szczescie jest skype, telefon, ale i tak to nie to samo. Odleglosc. Nie bylismy w Polsce od momentu kiedy z niej wyjechalismy. Prawie 2 lata. Ominelo mnie bardzo wiele. Moi bliscy sie postarzeli o kolejne 2 lata, moj ukochany Dziadzius zmarl jak bylam w 4 miesiacu ciazy i nie pozwolili mi pojechac na jego pogrzeb, wiec nawet sie z nim nie pozegnalam. Ale nie moglam ryzykowac kolejnym poronieniem. Po miesiacu Dziadzius mi sie przysnil i w tym snie sie pozegnalismy tak jak chcialam. Od tamtej nocy spie o wiele spokojniej. Czesto wracam pamiecia do wakacji u moich Dziadkow. Jezdzilam tam co roku, zadupajewo straszne, ale klimat niezapomniany. WIdoki rowniez. Jezdzilam tam na 2-miesieczne wczasy do momentu w ktorym zaczelam pracowac. Czyli do 18 roku zycia. A zaczelam jak mialam 2 latka. Wiem ze pierwszym miejscem ktore odwiedze, oprocz oczywiscie moich rodzicow, bedzie domek Dziadkow. I ta piekna, kurpiowska okolicaa. Ach, juz nie moge sie doczekac! ale juz niedlugo. Planujemy wyjazd do Polski na tydzien czasu pod koniec pazdziernika. Kolejne 2 tygodnie zarezerwowalismy na kraj mojego meza, w polnocnej Afryce. Nie widzial sie z rodzina od ponad 3 lat. Teskni strasznie i nie moze sie doczekac. Ja zreszta tez. Tesc nie zyje, ale za Tesciowa byla u nas w sierpniu zeszlego roku, wiec mialam okazje ja poznac, ale teraz bym chiala w koncu poznac i zwiedzic kraj mojego meza i Synusia. Co prawda przeraza mnie wyjazd z 8-miesiecznym Bobo do cieplych krajow, ale przeciez w sredniowieczu nie zyjemy i sa szczepionki, klimatyzacja i inne cywilizacyjne nowosci, ktore pozwalaja takim malym Babelkom na wyjazdy do Afryki :P (tak sobie tlumacze i mam nadzieje ze w koncu PRZETLUMACZE :p )
No nic pozno juz, jestem zmeczona straszliwie i uciekam spac, bo przed nami jeszcze conajmniej 2 pobudki w nocy, mama musi byc wypoczeta! Dobranoc!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz