niedziela, 8 lipca 2012

Pyszny deserek i basen hihi

Hieh hieh, na basenie bylismy ale tylko polizalismy szyby. Dotarlismy tam 15 min przed zamknieciem. Ale to nic, grunt ze wyszlismy z domu. Jak basen nie wypalil to wrocilismy sie do sklepu, maz kupil piwko, dla mnie soczus i ciasteczka i kolejny ambitny plan spacerku do parku. Hihihihi. A jednak wrocilismy do domu. POtem wpadli znajomi na kawe i tak dzien zlecial.
Aha najwazniejsze!!!! Bobo jadl dzisiaj marcheweczke z ziemniaczkiem. Smakowalo ! Jeden dzien warzywko, drugi dzien owoc. Tak czuje ze tak ma byc. Narazie po kilka lyzeczek a za tydzien juz po pol sloiczka.  Mam nadzieje ze moja intuicja mnie nie zawiedzie.
Nasze Bobo po deserku :
Ledwo na oczy widze, spadam spac. Dobranoc ;)

Ponarzekac ludzka rzecz :P

Wczoraj juz prawie opublikowalam brzydkiego posta. W calosci byl poswiecony siostrze mojego malzona. Kupa bluzgow i nic wiecej. Ale szybko sie opamietalam i dalam na luz, poszlam spac i dzisiaj zlagodnialam ;) wiec tylko dodam ze TO COS JEST NIENORMALNE.  Afera rodzinna bo sie z mezem poklocila. Z jej winy ale to nic. I tak jest zawsze, byle pierdniecie i wszyscy musza byc zaangazowani.
 Nie napisze nic wiecej, bo szkoda sie znowu nakrecac.
Ogolnie czoraj bylo sympatycznie. Mielismy gosci. To nic, ze do moemntu w ktorym nie przyszli uwijalam sie od rana jak mrowka, tachalam zakupy podczas gdy maz smacznie sobie spal po nocce, wstal tuz przed przyjsciem gosci, i postanowil w ostatnich minutach zmienic wode rybkom w ponad stulitrowym akwarium, nie wspomne tez ze inaczej sie umawialismy i miala byc pomoc. Pomogl na chwile przy Synusiu, ale to tak ze myslalam, ze utluke gada. Polozyl Bobo obok siebie na lozku, ogladali cos tam z laptopa i zaczal Mlody marudzic. Ale to nic, przeciez nie placze. Dopiero jak sie rozwyl to go wzial na rece. A chcialam po prostu CHWILI CISZY. Spokojniejsza bym byla i Synus tez, gdyby zostal ze mna w kuchnni w swoim bujaczku. Nosz kuzwaa. I takim oto sposobem coraz bardziej ucze sie radzic SAMA ZE WSZYSTKIM i na pomoc malzona powoli przestaje liczyc. I niestety z kim bym nie rozmawiala (czyt. z jaka matka bym nie rozmawiala) wszyscy tacy sami. Oni musza sie wyspac, my kobiety nie, bo mamy to w genach, calodobowa opieka nad dzieckiem. Ok, ja nie narzekam , spiochem super ekstra nie jestem, ale np jak kiedys bylam chora to mezul nie pomyslal o tym, ze jak w niedziele wstalam rano i nakarmilam Bobo to np zeby dac mi odpoczac moglby wziac Synusia do drugiego pokoju i sie pobawic z nim. Chociaz te pol godz dluzej boskiego snu. Ale nie, po co. On mi przeciez pomaga. Pocieszam sie tym, ze gotowanie u mnie odpada. Czesto. Np jak mamy gosci to pichci w wiekszosci malzon. Ja tam salatki robie czy pieke udka z kuraka, a maz reszte. Wiec odpada mi harowa przy garach. Grilla jak robimy to on zapitala i obrabia wszystko, przygotowuje mieso i nawet je kupuje. To jego dzialka. Po zalkupy tez mi pojdzie, bo nawet lepiej i oszczedniej je robi. 
aha. Wiadomosc o nowym telefonie nie wywolala zbytniego szoku. Zapytal sie tylko ile kosztowal, i czy wiem, ze to znowu moja wina ze sie zepsul. No wiem. Ale tez i jego bo po co mnie wnerwia. Chyba pomysle jednak o tym rzucaniu jajami i sprzataniu, to naprawde moze dzialac wyciszajaco i uspokajajaco ;) 
 teraz oficjalne przyznanie sie do winy. Ostatni kilka dni Bobo dostaje histerii przy odkladaniu do lozeczka. I teraz tysiac pytan do. DLACZEGO TAK SIE DZIEJE? no i dzisiaj dostalam olsnienia. Ostatnie kilka nocy mialam lenia i zamiast odkladac Babla do lozeczka po karmieniu to Mlody zostawal przy cycu i tak do rana. No i teraz w dzien potrzebuje tego samego bo sie przyzwyczail miec cyca jako stolowke i smoczek. Jak razem spimy to czuje nieraz przez sen jak sie sam przysysa, radzi sobie ;) to teraz w ciagu dnia usypia przy cycu i spi dopoki go nie podniose. I histeria murowana. Wkurzalam sie na niego, ale to tylko moja wina. GLupia leniwa matka. Trzeba teraz zaczac przestawianie. Chociaz tak slodko sie spi z Malenstwem u boku. Malzon od 5 m-cy kima w salonie. Czasami przylazi jak ma nocki. CZASAMI. Ale szczerze to wole teraaz spac sama. Czyzby to poczatek konca byl ?...
Dzisiaj mamy ambitny plan pojsc RAZEM na basen. Ciekawe czy sie znowu nie poklocimy i czy plany nie pojda w.  Mam zamiar tez podac dzisiaj dla Kochanego Bobo starte jabluszko. I  nagrac. Zaczynamy wprowadzanie posilkow. Twardo postanawiam. Chalupa ogarnieta po gosciach. W nocy mnie wzielo. Nienawidze miec z rana syfu w kuchni i nie tylko. Bo wtedy zamiast pozrec sniadanie latam ze szmata po chalupie. Milo spedzony wczorajszy czas z ludzmi. I dzisiaj kijowa pogoda i do dupy samopoczucie. Mam nadzieje ze maz bedzie mial lepsze, chociaz leb na bank bedzie go bolal.  Witaj niedzielo. Dopijam kawe i zaczynamy nowy dzien ;)

sobota, 7 lipca 2012

Zgoda :)

Ajajaja. Nie pamietam kiedy ostatnio pislam, ale pamietam, ze o porodzie. Dni mi coraz szybciej umykaja. Wczoraj moj Synus skonczyl JUZ 5 miesiecy!!!!!!!!!! tak szybko ten czas leci, z takiego malego Kruszka taki juz duzy chlopak ten moj Diamencik! Wczoraj standardowo jak co miesiac odspiewane zostalo STO LAT, i prezent musial byc. Kupilam dla Bobo fajnego, kolorowego psiaka zawieszke, sporawy no ale przeciez moj Niunio tez juz duzy jest ;) Dzien zapoiedzial sie ciekawie, i niestety ale od godz 14 mialam armagedon w domu. Synus plakal non stop, podejrzewam ze z powodu upalow, tak do wieczora. Jedynie raczki dzialaly, a ze Mamusia nie przyzwyczajona to myslala ze padnie po calym takim ekscytujacym dniu. Dzisiaj na szczescie juz lepiej. Ale o rasie sie moje Dziecie dopomina coraz czesciej... i szczerze mowiac, nie przeszkadza mi to! azkolwiek czasami mam DOSC ;) w srode jedlismy pierwszy posilek. Glupi babsztyl z ptzychodni polecila nam dac jako pierwsza gruszke ze sloiczka. I glupia matka sie posluchala. Nast dnia rano byla piekna zdrowa kupa ale po poludniu zaczal sie placz po 24 godz od posilku. Mamusie czy to mozliwe ze to od gruszki? mimo ze kupka sie pojawila? w kazdym razie gruszki dluuugo nie sprobujemy, a po 2 dniach przerwy jutro zjemy 2 lyzeczki zblenderowanego swiezego bananka. I poczekamy na efekty.Wspomne tylko ze podczas pierszego karmienia silowalam sie z Bobo kto bedzie trzymal lyzke :P
Dzisiaj usmialismy sie z Synusiem jak nigdy. Udalo mi sie nawet nagrac te ataki glosnego, wspanialego i szczerego smiechu. I powiem ze NIE MA NIC PIEKNIEJSZEGO NA SWIECIE NIZ WIDOK BEZZEBNEGO ZACIESZU DZIECKA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! zakochaalam sie po raz bilionowy w moim Synku!!!!!!!!
A teraz z innej beczki. Lece skrotami bo padam na moja piekna wyjsciowa (haha!) buzie. Malzon ostatnio mial okres, ja tez i jakos tak nam nie po drodze razem bylo. Nerw, foch i tak od niedzieli do dzisiaj. Dzisiaj juz lepiej aczkolwiek nie idealnie. Ktos cos mowil ze zycie we dwoje to droga uslana rozami? jak tak to  wiadomo nie od dzis, ze bredzil. I tak kocham teggo mojego wariata. Aczkolwiek czasami mam nieopisanie ogromna ochote wziac za kolniez, wystwic za okno i puscic :P:P:P na szczescie dla niego brak mi sily i prob nie bylo poki co. Dzisiaj tez pogodzilam sie z mama. Jej jaka ulga. Gadalysmy ponad godzine, w koncu trzeba bylo nadrobic tydzien nie rozmawiania .  Wczoraj tez padl mi telefon. Wcale nie od tego ze kilka razy wyladowal na scianie. Tesknie za stara nokia w takich momentach. Ona byla niezniszczalna. Inne telefony nie sa przystosowane do mojego temperamentu. Takim oto sposobem telefony zmieniam srednio co pol roku. I nie wiem czy kiedykolwiek zmadrzeje. Najgorsze jeszcze przede mna, bo musze powiedziec malzonowi, ze zakup wiekszy byl. Poki co mijamy sie bo na nocki pracuje w tym tyg. Wiec rano nie mial kiedy zauwazyc :P
nicc padam i uciekam spacc. Buzka 
napiszcie  drodzy Podgladacze cos o sobie. Tez macie taki temperament jak ja? zdarzylo wam sie rzucic czyms w zlosci? ja choleryk jestem straszny, aczkolwiek Bobo systematycznie uczy mnie anielskiej cierpliwosci ;)

wtorek, 3 lipca 2012

Porod ;)

Wzielo mnie na wspomnienia. Wspomnienia porodu. Najpiekniejszy dzien w moim zyciu. Najbardziej emocjonujacy i zaskakujacy. To juz prawie 5 miesiecy a ja pamietam wszystko. Wiec zapisze to wszystko, coby mi nie umknelo ;)
Zaczne od dnia poprzedzajacego TEN WIELKI DZIEN. To byl drugi dzien, kiedy mielismy snieg na dworzu. Wyciagnelam meza na dluuugi spacer, polaczony z zakupami i sesja zdjeciowa. Mialam w sobie tyle energii, ze moglabym ja obdarowac spokojnie jeszcze z 10 osob. I prawie kazdy przechodzien mijal nas z usmiechem na ustach i podziwem ze taki slon a jeszcze sie turla. Wyszlismy o 10 chyba a wrocilismy o... 18! Jeszcze dodam, ze przedostatnia noc przespalam w calosci (oprocz standardowych pobudek na siku)  pierwszy raz od kilku miesiecy!!!!!!!!!!!!! szok to byl dla mnie i meza ogromny ;) rocilismy z zakupow, wzielismy sie za robienie jedzonka i do godz 2  w nocy jedlismy i rozmawialismy ze znajomymi na skypie. Zero zmeczenia, nic. Najlepsz- zero boli oprocz standardowego pobolewania w krzyzu, ale zawsze tak mam jak za duzo sie nachodze. No i wreszcie TEEN DZIEN. 5 luty 2012, godz 4 nad ranem- Monike wybudzila zgaga. I jak Monika sie obudzila, to poczula ze cos chlusnelo, i nie bylo to siku, oj nie. No to szok, pedem do kibelka, a tam- WODY!!!! jak mi sie lapska zaczely trzasc, to tylko ja wiem, drzenie ust na maxa, ze ledwo z polozna sie dogadalam (przez telefon). Siedzialam na kiblu i sluchalam poloznej, ktora beztrosko stwierdzila ze skoro nie mam skurczy to powinnam sie polozyc i przespac. Kuzwa, jak to przespac? tak sobie wlasnie pomyslalam, i ze jest chyba zdrowo piznieta, ale potem klnelam sama siebie ze tego nie zrobilam, jak lezalam i ledwo zipialam ze zmeczenia na porodowce.  No i poczekalam az ta pierwsza fala sie ze mnie wyleje, w miedzyczasie Synus dokazywal jak zawsze i nic sobie nie robil ze w basenie juz wody nie ma ;) obudzilam malzona, i mowie mu ze mi wody odeszly a ten odparl zebym sie nie martwila, ze to jeszcze troche potrwa i poszedl spac jakby nigdy nic. Niedzwiedz. To ja mu znowu, ze chyba dzisiaj zobaczymy naszego Synusi, a ten dalej, ze mam sie nie martwic. No to stwierdzilam, ze nie bede go poki co budzic i uswiadamiac, niech sie wyspi chlop, bo na potem mial mi sie przydac. Skurcze zaczely sie dopiero od godz 6, ale delikatne, co 5-6 min od razu.  W sumie pierwsze 2 godziny od odejscia wod plodowych to siedzialam na moim ciazowym forum, i zdawalam relacje na bierzaco co sie ze mna dzieje, przygotowalam lozeczko Synusia, przejrzalam torbe do szpitala, wykapalam sie i doprowadzilam do porzadku, zjadlam sniadanko, zmylam stary lakier do paznokci i pomalowalam nowym, wydepilowalam brwi, no duuuzo rzeczy robila, wszystko tylko nie spala. O godz 8 juz byla u nas polozna, bo skurcze mialam co 4 min po 60 sekund. SKURCZE KRZYZOWE. Brzuch mnie nic nie bolal, czulam tylko krzyz. Polozna przywitalam zgieta w pol w salonie, oparta o kanape, bo zdazylam tylko domofon odlozyc i jeczalam z bolu, ledwo sie doczolgalam do salonu. No i wtedy obudzilam meza, zeby zwolnil lozko do badania. Nie zapomne jego wielkich oczu, on naprawde nie kapnal sie o co chodzi jak go pierwszy raz obudzilam. Rozwarcie na 2 cm, Synus jak najbardziej zrelaksowany, mial w duszy co sie dzieje ;) wiec polozna odjechala i kazala dzwonic jak beda skurcze co 2 min i zrelaksowac sie prysznicem Ja pierdziu, maz od tamtej pory byl ze mna, ogarnial sie i liczyl ze mna skurcze. W miedzyzasie zadzwonil do mamy mojej i nie wiem do kogo, bo mialam to juz centralnie w dupie. Bolalo jakby mi ktos wbijal  metalowego, tepego bejsbola w krzyz. I to coraz mocniej. O godz 12 (chyba jakos tak) zadzwonil maz do poloznej, bo skurcze juz byly co 2 min, i ta kazala nam juz przyjechac do szpitala. Wezwalismy taksowke, ja sobie siadlam okrakiem na tylnim siedzeniu, i jeczalam przy ikazdym skurczu, generalnie inni kierowcy na swiatlach mieli swietny widok. Podjechalismy pod szpital, malzon wzial mnie na wozek a ja przy kazdym skurczu w drodze na oddzial zsuwalam sie z wozka i na kolanach odbebnialam swoje. No szok. I tak tez przywitalam babeczke ktora nam otworzyla drzwi na porodowke. Polozyli mnie, polozna sprawdzila rozwarcie- 4 cm, na co ja zalamka, ze tyle godz meczarni i raptem 4 cm? Dalej skurcze, ktg w normie, ja juz padalam, godz chyba 14- 6 cm! No to juz lepiej mi bylo, ale bol byl coraz gorszy, zreszta i ja juz bylam wypompowana i przypomnialo mi sie ze tu epidural za darmoche to ja z zadaniem o znieczulenie. Polozna stwierdzila ze niepotrzebne mi, bo zanim lekarz przyjdzie i zadecyduje jakie mi to znieczulenie dadza (???) to ja juz urodze. Tylko ze tak sie nie stalo. Od gdz 14 do 16 rozwarie dobilo do 8 cm i nie postepowalo dalej. Wezwali anastezjologa, dal mi epidural, ktory podzialam TYLKO  po jednej stronie. Mialam bole krzyzowe z lewej strony wiec dla mnie rozniccy nie bylo. Bylam wkurwiona na maxa, ze jestem ta jedna na milion, ze epidural dal ciala i nie zadzialal jak trzeba. Jeszcze polozna z usmiechem na ustach szepnela ze duza dzidzia sie rodzi i z bujna czarna czupryna (wstyd sie przyznac ale od razu zaciesza dostalam, bo balam sie ze moze rudzielec bedzie: maz czarne wlosy, ja blond :P), na co ja z jeszcze wiekszym przerazeniem lezlam. Zaczely sie skurcze parte, sto razy lepsze niz te "rozwarciowe", przy ktorych zabraniali mi przec, a ja parlam, bo to bylo silniejsze ode mnie. W koncu o 19 ginekolog zadecydowala o cesarce, odlaczyli mnie od tej paskudnej oksytoyny, wiec i skurcze lzejsze byly, ale nadal nie ustepowaly i o 20 powiezli mnie na blok, a maz razem ze mna. Tam jego ubrali, a ze mna anastezjolog probowal wszystkiego, zeby nie usypiac mnie w calosci.  Bo przeciez znieczulona bylam tylko z jednej strony. Po kilku probach zaczeli mnie kroic, troche bolalo, ale anastezjolog dal mi cos szybko na odlot i szybko przestalam czuc. Czulam tylko szarpanie, maz trzymal mnie mocno za reke i po chwili, o godz 20.22 uslyszelismy dwa wrzasniecia naszego Synusia! Bylam w szoku, ze to juz, ze nasze Bobo jest z nami. Ogolnie malo przytomna bylam ze wzgledu na ta mieszanke znieczulen, ale tego nie zapomne do konca zycia. Maz poszedl z Synusiem, a mnie zacczeli czyscic i szyc. Anastezjolog zastapil meza i trzymal mnie za reke, bo sie bardzo balam, co chwila mialam zawroty straszne glowy i problem z oddychaniem. Ale zagadywal. w koncu pokazali mi Babelka, dali dotknac, wycalowac, poplakalam sie. Zrobili nam pierwsze zdjecie w trojke i poszli juz do naszej sali. A mi powiesili zdjecie naszego rozdartego ;) Maluszka, coby mi czas umilic. Pamietam, ze wtedy jak patrzylam na ta fotke, to pomyslalam ze teraz to moge umierac, moje Bobo jest juz z nami, cale i zdrowe, niech sie stanie co ma sie stac :P W koncu i mnie dowiezli na nasza sale, i od razu Synus dostal cyca. W niecala godzine od wyciagniecia z brzuszka. Piekny czas, obdzwonilismy rodzine, przyszla nasza kochana polozna, zobaczyc Malenstwo i pogratulowac, dziekowalismy jej z calego serca bo byla naprawde wspaniala. Przez ten caly czas nie uslyszalam ani jednego zniecierpliwionego glosu, ani przez chwile nie widzialam skwaszonej miny, nawet jak juz krzyczalam przy partych, nikt mnie nie uciszal. Caly czas tylko powtarzala ze jestem dzielna i ze sobie swietnie radze. Nawet jak wychodzila z sali, to informowala dokad idzie i za ile bedzie.  Poprosilismy o pokoj, w ktorym i maz moglby z nami spac i taki dostalismy :) z telewizja, internetem i telefonem, moje lozko, lozeczko Bobo, i kanapa dla meza. Pielegniarka na kazde pierdniecie doslownie, i tez zero skwaszonych min. Oczywiscie nie musze pisaac, ze po 48-godzinnym maratonie z zakupami, spacerowaniem i porodem i 2-godzinnym snie w miedzyczasie NIE USNELAM ANI NA MOMENT. Cala noc przyglaadalam sie Bobo i nie moglam uwierzyc ze jestesmy juz w trojke.
Musze napisac, ze najgorsze byly dla mnie badania przy skurczach, bo musieli wiedziec jak sie Synus zachowuje, czy schodzi do kanalu czy nie. Pamietam tez, ze w przerwach miedzy skurczami  udawalo mi sie zasnac ze zmeczenia, niby to byla minutka, dwie ale jak pomagalo! Mezowi nie dawalam odejsc nawet do kibla, raz tylko udalo mu sie wymknac na papierosa i raz po laptopa do domu. Tak, laptopa, zeby mi puszczac nasza ulubiona piosenke! No i te okropne telefony od jego brata, co chwile kuzwa wydzwanial co i jak, w koncu zjebalam meza, zeby wylaczyl telefon, bo mnie tylko jeszcze bardziej bolalo przez to :P Juz pod koniec mialam dosc i z bolu kazalam mu sie nawet nie oddzywac. Pomogl mi bardzo, przy kazdym skurczu wieszalam sie na jego szyi, wbijalam pazury, cud ze karku mu nie skrecilam ;)Przy skurczach partych zaczelam krzyczec, pomagalo mi, a mezul w ktoryms momencie zaslabl i zamiast na mnie, cala uwaga skupila sie na nim, zeby go przytrzymac i w pore krzeslo pod dupsko podlozyc. To byl mega smieszny moment. Wczesniej, jak jeszcze dawalam rade, to cykal mi zdjecia, rozsmieszal. Mam nawet jedno jak leze i pokazuje srodkowy palec :P takie mialam zalecenie od malzona ;) Z sali operacyjnej mam duzo zdjec, bo ktos wzial od nas aparat i nam je robil. Mam nawet kilka fotek jak lekarz unosi Synusia, umazanego, z nieodcieta pepowina, pierszy moment wyciagniecia z brzusia. Nacierpialam sie troche, ale przeciez nie ja jedna i nie ostatnia ;) wcale tak zle nie bylo!! Nastepnego dnia powiedziala mi lekarz d;aczego skonczylo sie cesarka. Po pierwsze Synus byl ulowony do kanalu rodnego twarz zamiast czubkiem glowy. Stad kazali mi lezec na boku. Po 2: Bobo nie schodzil w ogole do tego kanalu. Po 3, rozwarcie zatrzymalo sie na 8 cm i dalej nie postepowalo mimo kroplowki.  No i ze nastepny porod skonczy sie pewnie tez cesarka. Tyle ze ja juz probowac rodzic silami natury nie bede chciala. Od razu zazadam cesarke. Chociaz wspaniale bylo byc zaskoczona odejsciem wod. Wielka niewiadoma byla bardziej fascynujaca nic umowienie sie na termin porodu. I tak Synus mnie oszczedzil i nie kazal na siebie czekac bo urodzil sie 2 tyg przed terminem, wiec totalnie mnie zaskoczyl, tym bardziej, ze bylam przekonana ze przenosze. Nawet zadnych dolegliwosci nie mialam, czulam sie jak Mlody Bog.
Piekny dzien, chaotycznie opisany, ale w koncu utrwalony :)

niedziela, 1 lipca 2012

Dziwnie :/

Dziwnie wczoraj bylo. Sobotni poranek spedzilam na sprzataniu mieszkania, bo mielismy miec gosci. Wizyta jednak zostala odwolana, w sumie ucieszylismy sie. Ale do 18 siedzialam sama z Bobo, bo mezul mimo ze wczesnie wrocil z pracy- musial odespac wstawanie o 4 przez caly tydzien. Poszlismy wieczorem na zakupy, potem zrobilismy sobie grilla na balkonie i tak zlecialo. Synusia wczoraj nie kapalismy. Bawilam sie z nim do 22, wymeczylam go i zasnal szybciutko przy cycusiu. A maz... Maz mnie zdenerwowal. Wieczorem mialam nadzieje ze pofikamy razem we trojke, a on telefony do rodzinki, internet i tak w kolko. No zesz kuzwa :/ Jego siostra non stop wydzwania. I zabiera NASZ czas. Wieczorami zaamiast posiedziec we dwoje to maz spieprza na balkon i papla z siostrunia, ktora pieprzy o kazdym baku, ktorego puscila ona lub maz i ktorej przez to powoli nienawidze! Jakby zycia swojego nie miala. Fakt ze bylam poddenerwowana klotnia a raczej totalna olewka mamy, ktora nawet nie raczyla odebrac ode mnie telefonu. Najlepsze jest to, ze dzwonilam 14 razy (!!!). Zachowala sie maxymalnie niedojrzale i po prostu... glupio. W koncu napisalam, ze jestem w szpitalu. I ONA nie oddzwonila! Strasznie przykro mi sie zrobilo. CO to kurwa za matka?!?!?!?! Duzo we mnie negatywnych emocji, oj duzo. Baaardzo przykro mi sie zrobilo wczoraj i postanowilam wiecej do niej nie dzwonic. Skoro ma w dupie minimalnie to, co sie dzieje z jej wnukiem to ja mam ja w dupie tym bardziej. Jak gowniara jakas sie zachowala. Najbardziej mnie zabolal brak reakcji na wiadomosc, ze jestem w szpitalu. Tego jej nie zapomne. Kiedys mialysmy ze soba swietny kontakt. Odkad jestem na obczyznie ten kontakt zanika a ja coraz bardziej widze, ze nie moge na nia liczyc. Byla u nas po urodzeniu Syniusia, mial miesiac, a ona mi nawet nie potrafila posprzatac, ba- pomoc w domu. Prosic ja musialam o glupie pozmywanie. Czysciej mialam w domu jak jej nie bylo. Dodatkowo nie raz doprowadzila mnie do placzu. MIelismy sie wybrac z nia do kraju mojego meza. TEraz jestem pewna, ze jej nie zabiore ze soba. Po co mi stres i  debilne docinki? Pokazala co potrafi za kazdym razem, jak u nas byla. A ja wakacje chce miec bezstresowe. Zeby chociaz umiala powiedziec slowo PRZEPRASZAM.  A skad! Ani razu! To, ze to jest moja matka, nie znaczy, ze nie ma obowiazku przepraszac. Bardzo boli mnie ten temat, i za kazdym razem jak o tym mysle, gotuje sie we mnie na maxa. Nie wierze, ze jest taka podla. 
Dodatkowa przykrosc sprawil mi moj brat. Tez wczoraj. Umawialismy sie od ponad roku, ze doleci do nas, jak bedziemy u tesciowej. I wczoraj oznajmil mi, ze on wybiera wakacje z jego dziewcczyna, ktora naciska go na wczasy na Majorce. A tak mi zalezalo, zebym sama nie byla. Chcialam, zeby nasze rodziny sie spotkaly w koncu razem a nie ciagle odzielnie. A teraz sie okazuje ze pojade tam jako jakas bezdomna sierota :/ Juz wszystkim zostalo zapowiedziane, ze przyjedziemy z moja rodzina. Mam nadzieje, ze chociaz ojciec sie nie wycofa. I takim oto sposobem dzien zaliczylabym do baaardzo smutnych, ale na szczescie moje Bobo rozjasnial mi go non stop !
A mezul, jak to facet, zamiast przytulic, ululac, to patrzyl krzywo, ze zamiast zapomniec i spedzic milo ta sobote, to ja smuty wale. Zrozumialabym go, zeby chodzilo o sprzeczke z jakas kumpela- w dupie ja miec. Ale wczoraj zawiodlam sie na mojej rodzinie. I to bardzo. Ahhh,  faceci.